WOSKI WOOD WICK

3/27/2014

Do mojej kolekcji wosków WoodWick (o których wspominałam TUTAJ) dołączyła piątka nowych aromatów. Łamiąc pierwszą tabliczkę wiedziałam, że często będę do nich wracać, a zakup nowych zapachów to tylko kwestia  czasu. WoodWick, w odróżnieniu od Yankee Candle to zapachy dość klasyczne, podstawowe, ale mimo wszystko bardzo oryginalne. Taka niewielka kolekcja to na swój sposób ich duży plus - każdy wosk jest zupełnie inny, nie znajdziemy tu dwóch podobnych aromatów. Nie ukrywam jednak, że chciałabym w przyszłości poznać nowe zapachy i zobaczyć, że kolekcja się powiększa. Cena jednej tabliczki, w której znajdują się cztery porcje wosku wynosi 8,90 zł, a wszystkie zapachy możemy kupić w sklepie internetowym HomeDelight

BABY POWDER. Delikatny zapach pudrowej wanilii, wiciokrzewu z dodatkiem róży. Zapach niemal identyczny, jak dobrze znany wszystkim BABY POWDER od Yankee Candle. Zapach, który ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy i wpisuję ten delikatny, lekko słodki aromat na listę swoich ulubieńców. Aromat relaksujący i uspokajający. Słodki, przypominający pudrowe cukierki, a mimo to świeży, kojarzący się ze świeżą bawełną. Mimo delikatności jest bardzo intensywny, unosi się w całym mieszkaniu, pachnie i pachnie...  z czasem staje się duszący. 


CURRANT. Odświeżające połączenie słodkich porzeczek z dodatkiem soczystych mandarynek. Mój kolejny ulubieniec! Soczysty, dodający energii, poprawiający zły nastrój. Idealny dla miłośników owocowego orzeźwienia. Na samą myśl tej kwaskowej czarnej porzeczki aż ślinka cieknie, a zmysły wariują. Poza zapachem, kusi swoim amarantowym kolorem. Aż ma się ochotę go schrupać!


SUN RIPENED. Chrupiace i odświeżające jabłko - do złudzenia przypominające prawdziwy owoc. Z jabłkowym woskiem mam do czynienia po raz pierwszy i podoba mi się to! Pachnie tak autentycznie, tak prawdziwie, że mam wrażenie, jakby ktoś obok mnie obierał jabłko ze skórki. Aromat czysty, bez żadnych dodatków i mieszanki innych zapachów. I ten piękny czerwony kolor :)


PATCHOULI. Klasyczny zapach paczuli z odrobiną słodkiej wanilii i prawdziwej ambry. Producent może pisać o nim najpiękniej, jak potrafi, a ja i tak wiem, że mocne zapachy to nie moja bajka. Jedyny jego plus to aromat słodkiej coca coli (to chyba ten wyżej wspomniany przez producenta cukier), który w nim wyczuwam i ładny przyjemny dla oka złoto karmelowy kolor. 


FIRESIDE. Aromat równoważący naturalny zapach ambry, wetiweru i piżma - idealnie uchwycona esencja przytulnego wieczoru przy rozgrzewającym ogniu. Zapach, który miał być popisowy, dla mnie okazał się po prostu okropny! O ile jeszcze w patchouli mogę doszukać się plusów, tak tutaj ich nie dostrzegam. Zbyt mocny, zbyt intensywny, duszący i wywołujący u mnie ból brzucha. Kombinacja tak mocnych aromatów zdecydowanie nie jest stworzona dla mnie i dla pozostałych osób, które lubią delektować się lekkością, świeżością, ewentualnie pragnących zatopić swoje zmysły w zapachach energetycznych, orzeźwiających. Fireside to najgorszy wosk, jaki miałam, ale dzięki niemu będę pamiętać, aby unikać, jak ognia tak mocnych zapachów. 



PROPONOWANE POSTY:

14 komentarze